poniedziałek, 11 lutego 2013
Historia pewnej rejestracji...
Dawno nie pisałem na tym blogu, ale spowodowane to było bardzo prozaiczną przyczyną - brakiem czasu. A pisać jest o czym...po pierwsze, to wspominałem już tutaj jakiś czas temu, że czarna WSK M06B3 otrzymała nowe, białe tablice. Otóż to był dopiero początek - jak później się okazało walki. Ponieważ historia jest dość długa, a ja opisywałem ją już na innym forum, po prostu wklejam cały tekst - historia ma szczęśliwy finał i jest dość niesamowita :)
W 2008 roku kupiłem motocykl WSK M06B3 od
starszego pana, który to już kilka lat nie używał motocykla, ale za to opłacał
wciąż ubezpieczenie OC. Stan motocykla od momentu kupna do odbudowy jest
przedstawiony w moim wątku na tym forum a także na moim blogu. Ale do rzeczy...
Aż do roku 2012 zeszło mi się z odbudową pojazdu - nie było łatwo, bo był
częściowo spalony. W 2012, gdy pojazd był już pełnosprawny udałem się na
badanie techniczne, które WSK zaliczyła bez problemu. Ponieważ ubezpieczenie,
które płaciłem od momentu zakupu WSKi kończyło się z końcem roku 2012, w dniu
12.12.2012 udałem się do Wydziału Komunikacji, by przerejestrować sprzęt na
nowe numery i odnowić polisę już z nowymi numerami rejestracyjnymi. Zabrałem ze
sobą umowę kupna motocykla, dowód rejestracyjny wydany w 1979r, zaświadczenie
ze stacji diagnostycznej o pozytywnym wyniku badania technicznego. Wypełniłem
wniosek, dostałem tymczasowe pozwolenie (tzw. miękki dowód) i nową, białą
tablicę. Po ok. 3 tygodniach udałem się ponownie do WK, by odebrać stały dowód
rejestracyjny. I zrobił się problem....Otóż poprzedni Wydział Komunikacji
(Żuromin), w którym była zarejestrowana moja WSK powinien potwierdzić mojemu
WK, że taki pojazd widnieje w ewidencji. A co się okazało? Owszem...znaleźli
ślad mojego pojazdu, ale z adnotacją, że w 1979r pojazd "wyszedł" od
nich do Płocka. Po rozmowie z kierownikiem mojego WK dowiedziałem się, że
dopóki Żuromin nie potwierdzi, że ma w ewidencji pojazd, oni nie wydadzą mi
stałego dowodu rejestracyjnego....hmm...wiedziałem, że jest to jakiś błąd w WK
Żurominie. Przecież człowiek od którego kupiłem pojazd był jego właścicielem od
1979r aż do momentu, w którym sprzedał go mnie, czyli do 2008r. Nie miałem
jednak kontaktu do poprzedniego właściciela, nawet próbowałem odszukać jego
córkę, która była przy transakcji sprzedaży, ale nr telefonu do niej przepadł,
pani ta zmieniła pracę i nie miałem do niej żadnego kontaktu. Mało tego - nie
wiedziałem, czy poprzedni właściciel jeszcze żyje...Sytuacja stawała się
patowa, bo ja przecież miałem komplet dokumentów potrzebnych do rejestracji, a
WK zasłaniało się swoimi systemami (bo jak ktoś w Żurominie nie odkliknie, to
my nie możemy). Dzwoniłem nawet do Żuromina...rozmowa nie dała efektu. I w tym
momencie historia robi się niesamowita...Po kolejnej już rozmowie z
kierownikiem mojego WK, po argumentach, że pójdę do sądu, że mają bałagan
itd...zacząłem wątpić w szczęśliwy finał sprawy....ale nie poddawałem się, bo
zbyt dużo pracy, czasu no i pieniędzy poświęciłem WSK, by tak po prostu odpuścić.
I tego dnia, w którym ponownie składałem wizytę w WK byłem w
sklepie....kupowałem banany dla dzieci. Stałem tak i wybierałem, bo nie były
piękne....a obok stanęła pani, która zagadała do mnie, że te banany to takie
nie zbyt ładne, ale może da się coś wybrać . Podniosłem wzrok i .... nie mogłem
uwierzyć!!! To była córka pierwszego właściciela mojej WSKi!!! Niesamowity
zbieg okoliczności, bo przecież szukałem tej pani i nie mogłem jej znaleźć.
Mało tego - okazało się, że jej ojciec żyje, ma 91 lat, ale ma się całkiem
dobrze. Wziąłem nr tel do tej pani, zapytałem, czy tata mógłby potwierdzić
wersję o rejestracji motocykla. Nie było z tym problemu. Na drugi dzień
zadzwoniłem do kierownika WK, poinformowałem go, że odnalazłem poprzedniego
właściciela. Chciał, żebym go przywiózł do urzędu...nie zgodziłem się, bo nie
miałem sumienia ciągać starszego człowieka po urzędach. Zaproponowałem, że
zawiozę kierownika do starszego pana....niechętnie, ale przystał na to. Podczas
wizyty pokazałem zdjęcia motocykla poprzedniemu właścicielowi - wzruszył się,
powspominał jak jeździł...napisał też oświadczenie, w którym potwierdził
wersję, że był właścicielem od 1979 do 2008r., że kupił w 1979 roku motocykl od
księdza z Płocka - czyli zupełnie odwrotnie niż stało w papierach WK w
Żurominie . Po tej wizycie sądziłem, że teraz to już dostanę bez problemu stały
dowód rejestracyjny. Niestety - myliłem się. Po kilku dniach zadzwoniłem do WK,
a tam usłyszałem starą śpiewkę - że czekają na Żuromin. Zapytałem, czy chociaż
przesłali oświadczenie poprzedniego właściciela lub dzwonili w tej sprawie...No
nie....ręce mi opadły. W ten sposób mógłbym czekać jeszcze kilka lat, bo
przecież Żuromin sam z siebie nie zmieniłby zdania. Wkurzyli
mnie...powiedziałem, że w takim razie przyjdę jutro do WK i żądam wydania
decyzji odmownej o rejestracji, z uzasadnieniem, na piśmie. Kierownika trochę
zatkało....nie bardzo jak miał mi taką odmowę uzasadnić - ja miałem przecież
komplet dokumentów . Na drugi dzień udałem się do WK, zapytałem, czy jest już dla
mnie decyzja odmowna? Kierownik zaprosił mnie do naczelnika WK....ten zaczął od
przeprosin, że tak długo to trwa...pomyślałem, że skoro przeprasza, to jesteśmy
już w domu . Okazało się, że sam zadzwonił do WK w Żurominie, nakłonił ich do
odblokowania systemu i jeszcze w tym samym dniu zlecili druk mojego dowodu
rejestracyjnego w Państwowej Wytwórni Papierów Wartościowych. I tym o to
sposobem 7.02.2013 otrzymałem, wywalczony i długo oczekiwany dowód
rejestracyjny mojej WSKi. Niesamowite jest w tej historii nie to, że w urzędach
sprawy się ślimaczą, nie to, że urzędy mają bałagan, ale to, że spotkałem
zupełnie przypadkiem osobę, która bardzo mi była potrzebna w tamtej chwili -
córkę poprzedniego właściciela. Ale też to, że pokazując zdjęcia odbudowanej
WSKi jej długoletniemu użytkownikowi, sprawiłem mu prawdziwą radość i
przywołałem wspomnienia.... a teraz cieszę się nowym dowodem rejestracyjnym
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
No i to jest najpiękniejsze w przygodzie ze starymi, polskimi motocyklami: użeranie się z urzędnikami! Miałem 2 razy identyczne problemy i prawdę mówiąc, to... dobrze, że je miałem. Bo sama odbudowa wueski to pikuś. A tak jest co wspominać. Pozdrawiam i szerokości...
OdpowiedzUsuń