piątek, 15 lutego 2013

Z życia pomarańczowego Kundla...

Pora przypomnieć sobie o pomarańczowym Kundelku, który powstaje w mojej piwnicy. Mimo, że w garażu czeka ETZ251, by odbyć nią pierwszą przejażdżkę jak tylko pogoda pozwoli - to prace nad WSK M21W2 z przodem od ETZ cały czas trwają. Zbudowałem już kompletną instalację elektryczną z wykorzystaniem 5 polowej skrzynki bezpieczników, regulatora napięcia RNA2, prostownika zbudowanego z mostków trójfazowych oraz modułu zapłonowego od VW Golfa...:)
Wszystkie podzespoły elektryczno-elektroniczne już zostały zabudowane w motocyklu - z wyjątkiem regulatora napięcia (wciąż czekam na przesyłkę) oraz przerywacza kierunkowskazów - ale mam nadzieję, że wkrótce te podzespoły do mnie dotrą. Zdjęcia instalacji elektrycznej pokażę wkrótce - na razie mam tylko bardzo kiepskiej jakości fotki robione telefonem.
Motocykl otrzymał też boczną stopkę. Postawienie motocykla na stopce centralnej nie było pewne (większa opona z tyłu, inne przednie zawieszenie) więc stopka centralna musi zostać zmodyfikowana. A oto aktualne foto WSK Kundel :)

Oczywiście stopka boczna będzie malowana, na razie zamontowałem na próbę, czy motocykl chce na niej się opierać :)

poniedziałek, 11 lutego 2013

Nieoczekiwana zmiana miejsc.....garażowania :)

Poznaliśmy się w 2008 roku. Była ze mną 5 lat. W tym czasie kilka razy ją rozbierałem, kupowałem biżuterię (łańcuszek, pierścionki). Na imię miała Wiesława, z racji wieku mówiłem o niej babcia Wiesia. Aż rozstania przyszedł czas....pożegnaliśmy się w sobotę, 9.02. Kilka dni wcześniej zrobiłem jej jeszcze ostanie zdjęcie:

Tego dnia zapakowałem ją do przestrzeni ładunkowej busa i wywiozłem.... Ale jakże było wracać bez nowej partnerki. W drodze powrotnej towarzyszyła mi kolejna przyjaciółka - uwaga, uwaga - przedstawiam  wszystkim ciotkę Helgę :) - to Niemka. Jest młodsza od babci Wiesi, żwawsza i chyba trochę zgrabniejsza. 

A już na poważnie - któregoś popołudnia siedząc w biurze wpisałem w przeglądarkę adres tablica.pl. Zacząłem przeglądać motocykle z woj. mazowieckiego. W oko rzuciło mi się ogłoszenie pana Darka z okolic Siedlec, który oferował do sprzedaży MZ ETZ 251 z roku 1989. Właściciel brał pod uwagę również zamianę na WSK 125, która będzie ładna i będzie miała dokumenty. Odezwałem się do p. Darka poprzez maila. Opisałem moją WSK i tak oto po wymianie kilku maili i telefonów w sobotę 9.02 udałem się z WSK w odwiedziny do p. Darka. W drodze powrotnej towarzyszyła mi już MZ ETZ. 
Ciotka Helga ma trochę rzeczy do ogarnięcia - nie działa obrotomierz, ma słaby akumulator, muszę zrobić porządek z instalacją elektryczną, ale odpala i chyba jeździ...chyba, bo nie miałem okazji sprawdzić - bałem się przyziemienia w śniegu. Czekam więc do wiosny!!

A już wkrótce aktualizacja z postępu prac na moją pomarańczową strzałą - WSKowym Kundelkiem, któremu brakuje już coraz mniej elementów. :)


Historia pewnej rejestracji...

Dawno nie pisałem na tym blogu, ale spowodowane to było bardzo prozaiczną przyczyną - brakiem czasu. A pisać jest o czym...po pierwsze, to wspominałem już tutaj jakiś czas temu, że czarna WSK M06B3 otrzymała nowe, białe tablice. Otóż to był dopiero początek - jak później się okazało walki. Ponieważ historia jest dość długa, a ja opisywałem ją już na innym forum, po prostu wklejam cały tekst - historia ma szczęśliwy finał i jest dość niesamowita :)


W 2008 roku kupiłem motocykl WSK M06B3 od starszego pana, który to już kilka lat nie używał motocykla, ale za to opłacał wciąż ubezpieczenie OC. Stan motocykla od momentu kupna do odbudowy jest przedstawiony w moim wątku na tym forum a także na moim blogu. Ale do rzeczy... Aż do roku 2012 zeszło mi się z odbudową pojazdu - nie było łatwo, bo był częściowo spalony. W 2012, gdy pojazd był już pełnosprawny udałem się na badanie techniczne, które WSK zaliczyła bez problemu. Ponieważ ubezpieczenie, które płaciłem od momentu zakupu WSKi kończyło się z końcem roku 2012, w dniu 12.12.2012 udałem się do Wydziału Komunikacji, by przerejestrować sprzęt na nowe numery i odnowić polisę już z nowymi numerami rejestracyjnymi. Zabrałem ze sobą umowę kupna motocykla, dowód rejestracyjny wydany w 1979r, zaświadczenie ze stacji diagnostycznej o pozytywnym wyniku badania technicznego. Wypełniłem wniosek, dostałem tymczasowe pozwolenie (tzw. miękki dowód) i nową, białą tablicę. Po ok. 3 tygodniach udałem się ponownie do WK, by odebrać stały dowód rejestracyjny. I zrobił się problem....Otóż poprzedni Wydział Komunikacji (Żuromin), w którym była zarejestrowana moja WSK powinien potwierdzić mojemu WK, że taki pojazd widnieje w ewidencji. A co się okazało? Owszem...znaleźli ślad mojego pojazdu, ale z adnotacją, że w 1979r pojazd "wyszedł" od nich do Płocka. Po rozmowie z kierownikiem mojego WK dowiedziałem się, że dopóki Żuromin nie potwierdzi, że ma w ewidencji pojazd, oni nie wydadzą mi stałego dowodu rejestracyjnego....hmm...wiedziałem, że jest to jakiś błąd w WK Żurominie. Przecież człowiek od którego kupiłem pojazd był jego właścicielem od 1979r aż do momentu, w którym sprzedał go mnie, czyli do 2008r. Nie miałem jednak kontaktu do poprzedniego właściciela, nawet próbowałem odszukać jego córkę, która była przy transakcji sprzedaży, ale nr telefonu do niej przepadł, pani ta zmieniła pracę i nie miałem do niej żadnego kontaktu. Mało tego - nie wiedziałem, czy poprzedni właściciel jeszcze żyje...Sytuacja stawała się patowa, bo ja przecież miałem komplet dokumentów potrzebnych do rejestracji, a WK zasłaniało się swoimi systemami (bo jak ktoś w Żurominie nie odkliknie, to my nie możemy). Dzwoniłem nawet do Żuromina...rozmowa nie dała efektu. I w tym momencie historia robi się niesamowita...Po kolejnej już rozmowie z kierownikiem mojego WK, po argumentach, że pójdę do sądu, że mają bałagan itd...zacząłem wątpić w szczęśliwy finał sprawy....ale nie poddawałem się, bo zbyt dużo pracy, czasu no i pieniędzy poświęciłem WSK, by tak po prostu odpuścić. I tego dnia, w którym ponownie składałem wizytę w WK byłem w sklepie....kupowałem banany dla dzieci. Stałem tak i wybierałem, bo nie były piękne....a obok stanęła pani, która zagadała do mnie, że te banany to takie nie zbyt ładne, ale może da się coś wybrać . Podniosłem wzrok i .... nie mogłem uwierzyć!!! To była córka pierwszego właściciela mojej WSKi!!! Niesamowity zbieg okoliczności, bo przecież szukałem tej pani i nie mogłem jej znaleźć. Mało tego - okazało się, że jej ojciec żyje, ma 91 lat, ale ma się całkiem dobrze. Wziąłem nr tel do tej pani, zapytałem, czy tata mógłby potwierdzić wersję o rejestracji motocykla. Nie było z tym problemu. Na drugi dzień zadzwoniłem do kierownika WK, poinformowałem go, że odnalazłem poprzedniego właściciela. Chciał, żebym go przywiózł do urzędu...nie zgodziłem się, bo nie miałem sumienia ciągać starszego człowieka po urzędach. Zaproponowałem, że zawiozę kierownika do starszego pana....niechętnie, ale przystał na to. Podczas wizyty pokazałem zdjęcia motocykla poprzedniemu właścicielowi - wzruszył się, powspominał jak jeździł...napisał też oświadczenie, w którym potwierdził wersję, że był właścicielem od 1979 do 2008r., że kupił w 1979 roku motocykl od księdza z Płocka - czyli zupełnie odwrotnie niż stało w papierach WK w Żurominie . Po tej wizycie sądziłem, że teraz to już dostanę bez problemu stały dowód rejestracyjny. Niestety - myliłem się. Po kilku dniach zadzwoniłem do WK, a tam usłyszałem starą śpiewkę - że czekają na Żuromin. Zapytałem, czy chociaż przesłali oświadczenie poprzedniego właściciela lub dzwonili w tej sprawie...No nie....ręce mi opadły. W ten sposób mógłbym czekać jeszcze kilka lat, bo przecież Żuromin sam z siebie nie zmieniłby zdania. Wkurzyli mnie...powiedziałem, że w takim razie przyjdę jutro do WK i żądam wydania decyzji odmownej o rejestracji, z uzasadnieniem, na piśmie. Kierownika trochę zatkało....nie bardzo jak miał mi taką odmowę uzasadnić - ja miałem przecież komplet dokumentów . Na drugi dzień udałem się do WK, zapytałem, czy jest już dla mnie decyzja odmowna? Kierownik zaprosił mnie do naczelnika WK....ten zaczął od przeprosin, że tak długo to trwa...pomyślałem, że skoro przeprasza, to jesteśmy już w domu . Okazało się, że sam zadzwonił do WK w Żurominie, nakłonił ich do odblokowania systemu i jeszcze w tym samym dniu zlecili druk mojego dowodu rejestracyjnego w Państwowej Wytwórni Papierów Wartościowych. I tym o to sposobem 7.02.2013 otrzymałem, wywalczony i długo oczekiwany dowód rejestracyjny mojej WSKi. Niesamowite jest w tej historii nie to, że w urzędach sprawy się ślimaczą, nie to, że urzędy mają bałagan, ale to, że spotkałem zupełnie przypadkiem osobę, która bardzo mi była potrzebna w tamtej chwili - córkę poprzedniego właściciela. Ale też to, że pokazując zdjęcia odbudowanej WSKi jej długoletniemu użytkownikowi, sprawiłem mu prawdziwą radość i przywołałem wspomnienia.... a teraz cieszę się nowym dowodem rejestracyjnym